Skrýt překlad písně ›
Żyjesz tak...
Od dwóch miechów cztery kąty, brudny dywan i kartony
Dwa fotele, piec kaflowy, komp, głośniki, mikrofony
Nie rozpakowany jeszcze, nowe lokum, stare miejsce
Znowu jestem bezrobotny, stare śmieci, Dębiec, odwyk
Od tych wspomnień, zamknąć stare, zacząć nowe
Wskrzesić wiarę w prawdę, słowem tak, jak w powiem
Zmienić zdanie w magię, robić co najlepiej robię
Znowu nie mam nic, jak przed P-ń VI
Od nowa zacząć żyć by mieć znów to co chcę
Więc piszę, rap zabija ciszę i wypełnia puste miejsce
Liczę, że magiczne wersy zmienią się w zaklęcie
Kiedy trwoga do muzyki wracam jak robak do Boga
Tylko ona jak Whisky moja żona jest najlepszą z dam
Tam gdzie droga rozwidlona ona powie pójdziesz tam
Wokół tylu ludzi, nadal czujemy się sami
Wpatrujesz się w telefon czy ktoś ciebie dzisiaj zbawi
Gdzie jesteście przyjaciele moi? odpłynęli w sinej mgle
Niewielu ich tu stoi, ilu pozostanie kiedy znowu będzie źle?
Moje demony powracają do mnie, majaczą mi w głowie coraz głośniej
Opętanie jest tak słodkie i tak niebezpiecznie proste
Żyć normalnie z nimi nie mogę ale bez nich nic nie stworzę
Rozerwany jak z tali wyrwany Joker
Jestem kotem więc zostało mi żyć osiem
Jestem psem bez pana więc nie nauczysz mnie siadać
Wilkiem bez stada, który się nie zawaha
I gdy wpadnie w sidła w tych betonowych lasach
Ogryzie co zniewala aby wrócić na trzech łapach
Żyjesz tak...
Łap oddech, daj spokój, wiesz, każdego ten świat rani
I nic tu nie da te codzienne zmawianie litanii
Składanie dłoni, kiedy boli w tej niedoli, wbrew twej woli
nie załamuj rąk, to nie da tobie nic
bo tak stworzono świat, życie przecieka przez palce
choćbyś chwytał je garściami zranionymi w walce
nawet Bóg stworzył cud w legendarne siedem dni
zobacz co mu wyszło, gdy to widzi teraz grzmi
poplątane losy, każdy z nas czasem ma dosyć
dosyć tych ciągłych upadków i wzlotów, dosyć
dosyć już nerwów rozstrojonych niczym struna
niejeden przez nagonkę za pieniądzem młodo umarł
żyjesz tak, od świtu do nocy tyra
monotonia cię dobija, nie masz siły by wstać z wyra
cztery cale od nałogu, który usiadł już na progu
aby wpuścić go do środka każdy z nas ma sto powodów
tysiąc złotych na opłaty, drugi tysiąc wkładasz w raty
potem miesiąc zapierdalasz i życie się kończy na tym
lata wstawania o brzasku, dwa tygodnie plaży, piasku
jest sześć miliardów nas tu, ćwierć ma co położyć na stół
żyjesz tak, jak Bóg chciałby, żebyś żył
czasem usiadłbyś z butelką, nic nie robił tylko pił
ostatecznie, niekoniecznie to jest dobre rozwiązanie
chuj z tym, bo i tak nikt nie wie co się stanie
Żyjesz tak...