Skrýt překlad písně ›
Łap oddech zanim skończysz płynąć z prądem i wysiądziesz
postęp wymaga odstępstw od setek takich samych dossier
pośpiech dobry dla szczura, jesteś szczur to goń się
sprzedać co ty, kurwa, zrobisz jak jej nie masz?
albo miewasz tylko wtedy kiedy ładnie zaśpiewasz?
więc nie patrz nawet lepiej w stronę cienia
tam, gdzie scena ma brud, jest tylko loop i perka
tam, gdzie brzmienia to szum, groove i kilo mięcha
łap oddech, bo piętnuje się odmieńców
bez procesu, lincz i nie ma jeńców
nie ma zmiłuj dla straceńców
tych, co za ideały dali się spalić
wytrwali sami ile dali rady, nie bali się zdrady
łap oddech, śliscy są wszędzie
nawet blisko ciebie taki będzie
fałszywy uśmiech, zbiera się na wymioty
czeka aż czujność uśnie i będziesz bezbronny
można ufać a potem rzygać widząc jak dałeś się robić
więc lepiej czuwać i patrzeć gdzie stawiasz nogi
tych prawdziwych zobaczysz w biedzie
lojalni gdy jesteś w potrzebie
skopany na glebie kiedy nic nie wiesz
biegniesz na oślep aż się wyjebiesz
telefon dzwoni, ktoś wie, że trzeba ci pomocnej dłoni
to tylko oni są i byli
będą kiedy inni będą odchodzili
więc łap oddech
abyś w tej gorszej chwili
mógł pozostać dla nich silny
dla nich, a nie innych, inni chociaż byli
chyba nigdy się naprawdę nie liczyli
i taki wynik po roku chyba najgorszym ze wszystkich
łap oddech, odbij się od dech
od dech, odbij się od dech, od dech /x4
samotność jest bezduszna, musisz przełknąć ją jak ocet
łap oddech, gdy pamięć wyprowadza cios za ciosem
to podłe, nie można się jej pozbyć, wypluć w kibel
wyrzygać całej w kanalizę z przetrawionym piwem
łap oddech zanim oszaleją neurony, z nimi ty
nim krwi tlenu zabraknie, udusisz erytrocyty
dwutlenek węgla truje, serce czad toczy
ciśnienie skoczy, zabije nim przejrzysz na oczy
i po co znów składasz nocą ręce aż ci się pocą
natrętne myśli nieustannie w głowie się szamoczą
gdziekolwiek idziesz, one kroczą i szepczą (zabij się, zabij, zabij)
więc siedzisz jak posąg gdy pieprzą
nim cię dopadnie obłęd, wstań i odbij od dech
nie daj się grzebać
mówiłeś sobie, by nigdy się nie dać
mówiłeś sobie, że dla bab jest płacz
teraz łamiesz kołem pamięć, oddech łap i patrz
jak ściany zaciskają klatkę, robi się duszno
otwierasz okno, aby poczuć wiatr na próżno
powietrze nawet nie drgnie
czas tej nocy nie biegnie
wódka cię nie ustrzegnie
to nie odejdzie nawet we dnie
zapalasz papierosa, bucha żar zapałki
powoli się unosi wokół woń płomieni i siarki
umysł już płata figle, czujesz zimny pot i ciarki
zrzucisz poczucie winy gdy weźmiesz winy za barki
ten świat wokoło jest groteskowym teatrem
rozbijasz o mur czoło, on rozwiewa wiarę z wiatrem
tu żyją gnidy, wszystko na niby, ufni giną
skurwysyny tylko przyglądają się zza szyby
łap oddech dopóki jeszcze ciemna gwiazda bije
zanim strawi cię obłęd, nim założysz sznur na szyję
łap oddech, tlen z płuc do żył abyś do świtu dożył
to nie ostatni raz dusisz się w królestwie bożym
łap oddech, odbij się od dech
od dech, odbij się od dech, od dech /x4
Łap oddech zanim skończysz płynąć z prądem i wysiądziesz postęp wymaga odstępstw od setek takich samych dossier pośpiech dobry dla szczura, jesteś szczur to goń się sprzedać co ty, kurwa, zrobisz jak jej nie masz? albo miewasz tylko wtedy kiedy ładnie zaśpiewasz? więc nie patrz nawet lepiej w stronę cienia tam, gdzie scena ma brud, jest tylko loop i perka tam, gdzie brzmienia to szum, groove i kilo mięcha łap oddech, bo piętnuje się odmieńców bez procesu, lincz i nie ma jeńców nie ma zmiłuj dla straceńców tych, co za ideały dali się spalić wytrwali sami ile dali rady, nie bali się zdrady łap oddech, śliscy są wszędzie nawet blisko ciebie taki będzie fałszywy uśmiech, zbiera się na wymioty czeka aż czujność uśnie i będziesz bezbronny można ufać a potem rzygać widząc jak dałeś się robić więc lepiej czuwać i patrzeć gdzie stawiasz nogi tych prawdziwych zobaczysz w biedzie lojalni gdy jesteś w potrzebie skopany na glebie kiedy nic nie wiesz biegniesz na oślep aż się wyjebiesz telefon dzwoni, ktoś wie, że trzeba ci pomocnej dłoni to tylko oni są i byli będą kiedy inni będą odchodzili więc łap oddech abyś w tej gorszej chwili mógł pozostać dla nich silny dla nich, a nie innych, inni chociaż byli chyba nigdy się naprawdę nie liczyli i taki wynik po roku chyba najgorszym ze wszystkich łap oddech, odbij się od dech od dech, odbij się od dech, od dech /x4 samotność jest bezduszna, musisz przełknąć ją jak ocet łap oddech, gdy pamięć wyprowadza cios za ciosem to podłe, nie można się jej pozbyć, wypluć w kibel wyrzygać całej w kanalizę z przetrawionym piwem łap oddech zanim oszaleją neurony, z nimi ty nim krwi tlenu zabraknie, udusisz erytrocyty dwutlenek węgla truje, serce czad toczy ciśnienie skoczy, zabije nim przejrzysz na oczy i po co znów składasz nocą ręce aż ci się pocą natrętne myśli nieustannie w głowie się szamoczą gdziekolwiek idziesz, one kroczą i szepczą (zabij się, zabij, zabij) więc siedzisz jak posąg gdy pieprzą nim cię dopadnie obłęd, wstań i odbij od dech nie daj się grzebać mówiłeś sobie, by nigdy się nie dać mówiłeś sobie, że dla bab jest płacz teraz łamiesz kołem pamięć, oddech łap i patrz jak ściany zaciskają klatkę, robi się duszno otwierasz okno, aby poczuć wiatr na próżno powietrze nawet nie drgnie czas tej nocy nie biegnie wódka cię nie ustrzegnie to nie odejdzie nawet we dnie zapalasz papierosa, bucha żar zapałki powoli się unosi wokół woń płomieni i siarki umysł już płata figle, czujesz zimny pot i ciarki zrzucisz poczucie winy gdy weźmiesz winy za barki ten świat wokoło jest groteskowym teatrem rozbijasz o mur czoło, on rozwiewa wiarę z wiatrem tu żyją gnidy, wszystko na niby, ufni giną skurwysyny tylko przyglądają się zza szyby łap oddech dopóki jeszcze ciemna gwiazda bije zanim strawi cię obłęd, nim założysz sznur na szyję łap oddech, tlen z płuc do żył abyś do świtu dożył to nie ostatni raz dusisz się w królestwie bożym łap oddech, odbij się od dech od dech, odbij się od dech, od dech /x4