Skrýt překlad písně ›
Niezbadane są jego wyroki, nigdy nie wiesz gdzie lądujesz
choć z premedytacją stawiasz swoje kroki
Ze szczytu zawsze spadasz nisko
a im wyżej pniesz się w górę tym bardziej robi się ślisko
Uważaj
Na początku wyśniłeś sobie marzenie
i stanęło przed tobą jak niezdobyta góra z szczytem w chmurach
milcząca, błyszcząca w błyskach słońca
przysiągłeś, że będziesz się starał zdobyć ją do końca
I poświęciłeś życie, choć kosa losu podcinała skrzydła
i walka ci już brzydła, wytrwałeś
gdy inni upadali ty wciąż stałeś
targany bólem niosłeś własny krzyż
i piąłeś się wciąż wzwyż
Spójrz co się stało, co ci pozostało?
Widzisz? już nie kochasz, tylko nienawidzisz
Tak bardzo tego chciałeś, teraz masz, lecz przegrałeś
Dostałeś się na szczyt, zacząłeś już tworzyć mit
nagle dawny człowiek znikł i pojawił się nowy
zaślepiony swą wielkością, zniszczony popularnością
upojony niewiernością, z miłością tylko do siebie
Miliony wykrzykują twoje imię
lecz potknij się tylko zaraz uwielbienie zginie
przeminie, zostawiając pustkę
sprzedałeś się za sławę - oszustkę
Wyrzekłeś się przyjaciół i rodziny
mówiąc, że jesteś bez winy
Głupcze nie wiesz co się stało?
wkradła się w twe serce ukradkiem
pycha, co przychodzi przed upadkiem
[x4]
Strzeż się, gdy upadasz bierz się w garść
Kiedy zatruwa cię swym jadem - walcz aby nie stać się gadem
Start i pobiegły szczury w wyścigu po lepsze życie
depczą się, gryzą się, walczą o miejsce przy korycie
swój na swego, rój złego, bój się tego chorego ego
kolego bardziej niż Boga
bój się kiedy w wyścigu powinie ci się noga
niech nie opuszcza ciebie trwoga sroga
bo jeszcze długa droga pełna wroga
niech szare futro będzie jak sędziowska toga
pazury, łapy zróbmy jak narzędzie kata
wydałeś wyrok na brata - wykonaj, pokonaj lub skonaj
Po szachu, po szachu brachu doprowadza się do mata
nie okazuj strachu brachu, bo skończysz w piachu jak szmata
Skrupuły zamień na muskuły by pruły
zatruj język aby słowa pluły i truły
niech spojrzenie w oczy mroczy
jak spacer w bezksiężycowej nocy
bez obaw spraw, aby kłamały
usypiały czujność, wzbudzały ufność
nadszedł czas, byś serce zmienił w głaz
raz na zawsze uczuciom pas
Sumienie to wstyd, to spryt, zapewnia byt
I teraz ty, bardziej zły niż ci najbardziej źli
jak pchły zduszasz ich, tniesz, rwiesz, nóż, krew
dobiegłeś, wygrałeś, dostrzegłeś co dostałeś
i śmiałeś się, stałeś tak sam, pomyślałeś co masz
Ale komu to dasz? z kim się podzielisz?
Komu się pochwalisz? zniknęli
A w ich miejsce pojawiła się refleksja
co przychodzi, kiedy kończy się lekcja
[x4]
Strzeż się, gdy upadasz bierz się w garść
Kiedy zatruwa cię swym jadem - walcz aby nie stać się gadem
Niezbadane są jego wyroki, nigdy nie wiesz gdzie lądujesz choć z premedytacją stawiasz swoje kroki Ze szczytu zawsze spadasz nisko a im wyżej pniesz się w górę tym bardziej robi się ślisko Uważaj Na początku wyśniłeś sobie marzenie i stanęło przed tobą jak niezdobyta góra z szczytem w chmurach milcząca, błyszcząca w błyskach słońca przysiągłeś, że będziesz się starał zdobyć ją do końca I poświęciłeś życie, choć kosa losu podcinała skrzydła i walka ci już brzydła, wytrwałeś gdy inni upadali ty wciąż stałeś targany bólem niosłeś własny krzyż i piąłeś się wciąż wzwyż Spójrz co się stało, co ci pozostało? Widzisz? już nie kochasz, tylko nienawidzisz Tak bardzo tego chciałeś, teraz masz, lecz przegrałeś Dostałeś się na szczyt, zacząłeś już tworzyć mit nagle dawny człowiek znikł i pojawił się nowy zaślepiony swą wielkością, zniszczony popularnością upojony niewiernością, z miłością tylko do siebie Miliony wykrzykują twoje imię lecz potknij się tylko zaraz uwielbienie zginie przeminie, zostawiając pustkę sprzedałeś się za sławę - oszustkę Wyrzekłeś się przyjaciół i rodziny mówiąc, że jesteś bez winy Głupcze nie wiesz co się stało? wkradła się w twe serce ukradkiem pycha, co przychodzi przed upadkiem [x4] Strzeż się, gdy upadasz bierz się w garść Kiedy zatruwa cię swym jadem - walcz aby nie stać się gadem Start i pobiegły szczury w wyścigu po lepsze życie depczą się, gryzą się, walczą o miejsce przy korycie swój na swego, rój złego, bój się tego chorego ego kolego bardziej niż Boga bój się kiedy w wyścigu powinie ci się noga niech nie opuszcza ciebie trwoga sroga bo jeszcze długa droga pełna wroga niech szare futro będzie jak sędziowska toga pazury, łapy zróbmy jak narzędzie kata wydałeś wyrok na brata - wykonaj, pokonaj lub skonaj Po szachu, po szachu brachu doprowadza się do mata nie okazuj strachu brachu, bo skończysz w piachu jak szmata Skrupuły zamień na muskuły by pruły zatruj język aby słowa pluły i truły niech spojrzenie w oczy mroczy jak spacer w bezksiężycowej nocy bez obaw spraw, aby kłamały usypiały czujność, wzbudzały ufność nadszedł czas, byś serce zmienił w głaz raz na zawsze uczuciom pas Sumienie to wstyd, to spryt, zapewnia byt I teraz ty, bardziej zły niż ci najbardziej źli jak pchły zduszasz ich, tniesz, rwiesz, nóż, krew dobiegłeś, wygrałeś, dostrzegłeś co dostałeś i śmiałeś się, stałeś tak sam, pomyślałeś co masz Ale komu to dasz? z kim się podzielisz? Komu się pochwalisz? zniknęli A w ich miejsce pojawiła się refleksja co przychodzi, kiedy kończy się lekcja [x4] Strzeż się, gdy upadasz bierz się w garść Kiedy zatruwa cię swym jadem - walcz aby nie stać się gadem